Mi è capitato, negli ultimi tempi, di essere sempre più coinvolto in discussioni riguardanti la poesia, in qualità di componente di giurie e di frequentatore di appassionati di letteratura. Conversazioni talvolta volute, programmate talaltra. Mi rendo conto, sempre più spesso, di quanto questo soggetto sia delicato e suscettibile di argomentazioni varie e disparate. Se si pensa poi che la poesia è patrimonio universale che dà, per questo, la possibilità a individui di diverse razze e continenti, a prescindere da età e classi sociali, di discutere sulla stessa lunghezza d’onda e con pari sensibilità, si può immaginare l’immenso mosaico di opinioni, pensieri, riflessioni, che essa crea nel tessuto culturale dei popoli. L’universalità della poesia è tale non soltanto da un punto di vista strettamente artistico-letterario, ma anche perché, a seconda delle sue dimensioni e sfaccettature, essa tocca più o meno tutti. Credo che siano pochissime le persone a cui, almeno una volta nella vita, non sia venuta la tentazione – in modo spontaneo o non – di esprimere “poeticamente” sensazioni o impressioni. Allora sorge spontanea la domanda se la poesia – che certamente scaturisce da una accentuata sensibilità – possa essere espressione di tanti e non di pochi. Le valanghe di versi da cui sono stato sommerso quando ho fatto parte di giurie letterarie, mi hanno spesso confuso e indotto a riesaminare il mio modo di pensare e di vedere riguardo al “poetare”. Pochi momenti di smarrimento, poi ritorno alle mie convinzioni. Avere l’animo poetico può essere effettivamente una virtù e un dono di moltissimi, il che non vuol dire essere poeti. E anche buttando giù qualche verso guardando la luna o i germogli della foresta non è abbastanza per essere o definirsi poeta. Ricordo un contadino delle mie parti, completamente analfabeta, dotato di uno spirito di osservazione delle cose in generale e della natura in particolare, a cui veniva facile “verseggiare in rima” mentre contemplava fiori e piante. In verità riusciva anche bene in musica non sapendo nemmeno come fossero fatte le note…Oggi, guardando a ritroso, penso che egli, potenzialmente, fosse davvero un poeta e, grazie al talento, sono sicuro che se avesse studiato ne sarebbe venuto fuori qualcosa di buono.
Ma purtroppo non aveva studiato.
La poesia, la vera poesia, è talento e studio insieme.
Che io sappia, nella storia delle letterature da me conosciute e insegnate, prima di tutte quella italiana, non ricordo un solo caso di poeta che non abbia avuto un solido background semiologico, nemmeno nella poesia dialettale. Ci sono stati spesso tentativi di rendere la poesia diversa e “abbordabile” destinata ad un pubblico vasto, non necessariamente colto ed intellettuale, soprattutto nel primo romanticismo. Si pensi, primo tra tutti, all’esperienza inglese di Wordsworth e Coleridge, uniti da amicizia e comuni intenti letterari in chiave anti-neoclassica. Il poeta, diceva Wordsworth, deve adottare una lingua e uno stile semplici (forse impoetici per molti), quindi deve parlare un linguaggio semplicemente “umano”. Un diktat che piacque veramente a pochi. Il primo a dissentire fu proprio Coleridge, benché avesse aderito in un primo momento, perché da questa imposizione di una “lingua semplice” si sentiva imprigionato. Ne nacque un diverbio acceso che costò ai due la rottura sia dell’intesa che dell’amicizia. Il concetto di lingua e il concetto di linguaggio furono per loro due – senza volermi addentrare ulteriormente nella questione – il vero pomo della discordia. Un concetto ripreso e magistralmente chiarito più tardi da Paul Valéry la cui lezione sulla “poesia pura” ha decisamente influenzato i più grandi poeti del Novecento. La parola “poetica” deve essere, secondo lui, il veicolo unificatore dell’esperienza umana: non arido semantema o glossa scientista, ma lacrima o riso che affonda le sue radici nel fondo dell’esistenza,per questo la parola deve essere frutto di riflessione, di studio attento e scientifico. Nasce così, secondo la definizione di Valèry, il cosiddetto “linguaggio nella lingua”.
Dunque nella poesia va compresa la lingua e ne va compreso il linguaggio. Due aspetti interdipendenti che sono affrontati nel quadro della problematica che poggia sull’ermeneutica. È appunto l’ermeneutica che ci aiuta a leggere, decifrare, scavare, ad andare al di là della parola,perché se la lingua può essere capita razionalmente, lo stesso non vale per il linguaggio che va spesso intuito, percepito, insinuandosi pazientemente nei meandri della semantica. Il poeta, allora, di qualsiasi latitudine e longitudine, è colui che incanta il lettore catturandone l’attenzione attraverso un variegato gioco di immagini, suoni, impressioni, sensazioni, servendosi del connubio talento-studio per ispirarsi e per esprimersi.
Guido Parisi
Poezja. Jak ją postrzegam.
Ostatnimi czasy zdażało mi się uczestniczyć w dyskusjach dotyczących poezji, zarówno jako członek jury konkursowych, jak również uczestnik spotkań miłośników literatury. Jednym razem były to dyskusje intencjonalne, drugim zaś zaplanowane wcześniej. Coraz częściej zdaję sobie sprawę jak bardzo materia ta jest delikatna i podatna na różne argumentacje. Jeśli się uzmysłowi, że poezja jest dobrem powszechnym, które umożliwia ludziom różnych ras i z róznych zakątków świata, niezależnie od ich wieku i pochodzenia społecznego, porozumiewanie się na tym samym poziomie wrażliwości, można sobie wyobrazić cały ogrom różnorodnych opinii, przemyśleń i refleksji, które poezja wywołuje w obszarze kultury.
Taka uniwersalność poezji nie wynika wyłącznie z jej aspektu artystyczno-literackiego. Poprzez swoją głębię i różnorodność wymowy, pozja trafia prawie do wszystkich. Wydaje mi się, że doprawdy nieliczne są osoby, którym przynajmniej raz nie przytrafiła się pokusa, by wyrazić w sposób poetycki swoje odczucia i wrażenia. Pojawia się zatem pytanie, czy poezja, która rodzi się z określonej wrażliwości, może być sposobem wyrażania się większości osób, a nie tylko nielicznych obdarzonych tym talentem?
Kiedy byłem członkiem jury konkursów literackich, czułem się zagubiony nawałem wersów, który mnie otaczał. Wzbudzał one we mnie nieodpartą chęć sprawdzenia mojego poczucia ekspresji poetyckiej. Pojawiał się moment niepweności, pewnego zagubienia, a potem na powrót odnajdywanie własnych przekonań.
Posiadanie duszy poetyckiej, rzeczywiście może być cnotą i darem u licznych, co nie oznacza, że są poetami. Kreśląc kilka wersów pod natchnieniem księżyca czy rozkwitających drzew nie wystarczy jeszcze by nazwać się poetą. Pamiętam pewnego rolnika pochodzącego z moich stron, kompletnego analfabetę, posiadającego dar obserwacji, w szczególności przyrody, któremu z łatwością przychodziło układanie rymów, gdy przyglądał się kwiatom i roślinom. Był też uzdolniony muzycznie nie znając w ogóle nut. Dziś wspominając tamte chwile myślę, że można by go nazwać poetą. Jestem pewny, że jeśli dane by mu było uczyć się to dzięki swojemu talentowi, mógłby zajść daleko. Niestety stało się inaczej.
Poezja, prawdziwa poezja, to połączenie talentu i wiedzy. W historii literatury, głównie włoskiej, którą poznałem, a następnie nauczałem, nie przypominam sobie ani jednego przypadku poety, który nie miałby solidnego przygotowania semiologicznego, nawet jeśli pisał swoje utwory w dialekcie.
W okresie wczesnego Romantyzmu, zdarzały się próby uczynienia poezji bardziej przystępną, przeznaczoną dla tak zwanej szerokiej-publiczności. Przychodzi mi tu na myśl przykład dwóch poetów angielskich: Williama Wordsworth’a i Samuela T. Coleridge’a, których łączyła przyjaźń i wspólny cel literacki wywodzący się z ruchu antyneoklasycystycznego. Poeta, jak mawiał W.Wordsworth, musi przysposobić sobie prosty język i styl (przez wielu rozumiany jako niepoetycki), musi zatem posługiwać się językiem jak najbardziej pospolitym. Teza ta spotkała się z niewielkim uznaniem. Pierwszym który ja potępił był nie kto inny jak sam S.T.Coleridge, który pierwotnie podzielał poglądy przyjaciela, ale wystąpił przeciwko tej koncepcji ponieważ jak twierdził czuł się skrępowany „prostym językiem”. Zrodził się z tego otwarty spór, który kosztował obydwu zerwaniem łączącej ich więzi przyjaźni. Koncepcja języka oraz słownictwo, stało się dla nich dwóch owocem niezgody. Temat ten zaostał następnie podjęty i po mistrzowsku przedstawiony przez Paula Valéry’ego, którego wykład o „prostej poezji” bez wątpienia miał ogromny wpływ na na największych poetów XIX w. Według niego „poetyka” musi być środkiem wyrazu spajającym doświadczenie ludzkie, nie jałową symantemą czy przypisem naukowym, ale łzą lub uśmiechem, które czerpią swoje źródło z egzystencji, dlatego słowo musi być owocem starannych i naukowych przemyśleń. W ten sposób pojawia się definacja tak zwanego „języka wewnętrznego”, której autorem jest Valéry.
W poezji należy umieć odróżnić dwa pojecia: język i zdolność językową. Dwa terminy współzależne i wzajemnie uzupełniające się, które znajdują wspólne ujęcie w hermeneutyce. I właśnie hermeneutyka jest tą wiedzą, która pozwala nam odczytywać, odszyfrowywać i sięgać poza znaczenie pojedynczych słów. O ile język może być rozumiany w sposób racjonalny, o tyle nie dotyczy to zdolności językowej, która jest kategorią intuicyjną, odbieraną i doświadczaną na poziomie sematycznym.
Poeta zaś, niezależnie od tego pod jaką szerokością geogfraficzną tworzy, jest tym który urzeka czytelnika, przyciągając jego uwagę różnorodnością gry obrazów, dźwieków, uczuć, wrażeń, wspomagając się talentem i zdobytą wiedzą, by ispirować i wyrażać się artystycznie.
Przetłumaczył: Piotr Pokorny