Język włoski potrzebował mniej więcej tysiąca lat, żeby stać się symbolem jedności narodowej i aby posługiwano się nim – z niewielkimi wyjątkami – na całym terytorium półwyspu.
Aby przetrwać, od momentu powstania musiał przezwyciężać wiele trudności. Pierwszą wielką przeszkodę stanowiła łacina – mówiona i ugruntowana od epoki rzymskiej, którą posługiwał się również Kościół, co nie sprzyjało rozwojowi nowego języka. Przyczyny tego są różnorodne; wystarczy wspomnieć, że zwłaszcza warstwy wykształcone oraz intelektualiści jeszcze przez długi czas uważali łacinę za język międzynarodowy i nie do niezastąpienia. Nie akceptowali go Dante, Petrarka, Boccaccio i inne wielkie postacie literatury, chyba że chodziło o pieśni i poezję. Alessandro Manzoni, ojciec współczesnego języka włoskiego – mówimy o początku XIX wieku – prawie się poddał i zaczął pisać Narzeczonych po francusku. Dopiero w latach drugiej wojny światowej włoski stał się zrozumiały dla mniej więcej ponad połowy Włochów, to znaczy przez klasy wykształcone. Warstwy społeczne, które nie miały kontaktu z kulturą, nie rozumiały języka włoskiego, a często nawet rozumiejąc go, nie umiały w nim mówić. Ci sami wykształceni ludzie z rodziną, z przyjaciółmi i znajomymi porozumiewali się w swoich językach lokalnych (czasami zdarza się to także dzisiaj!). Wiadomo, że Włosi emigrujący do Ameryki do końca lat sześćdziesiątych zwracali się do tłumaczy, aby móc się porozumieć między sobą. I tylko dzięki rozwojowi środków masowego przekazu – telewizji, radiu, kina, gazet – język włoski stał się naprawdę narodowy, a środki komunikacji miały wielką zasługę w ułatwianiu kontaktów między rodakami. Od kiedy szkolnictwo stało się obowiązkowe, to i geniusz literacki odnalazł swoje właściwe miejsce. Dlatego tacy pisarze jak Umberto Eco i Italo Calvino, aby tylko zacytować niektórych, znaleźli szeroki posłuch na całym świecie.
W ostatnich dziesięciu latach można zauważyć tendencję wysoce niepokojącą. Język włoski degraduje się w sposób nieubłagany. Obyczajowość, polityka, globalizacja, ruchy kontrkultury obnażają wielką kruchość tamtego dzieła architektury, które tak cierpliwie było budowane przez wieki. Nacisk ze strony wielkich grup finansowych na używanie mieszanego języka włosko-angielskiego, technologia, zjawisko nowej emigracji, upadek szkolnictwa publicznego, globalizacja – wszystko to spowodowało chorobę naszego pięknego języka. Należy dodać, że stan chaosu jeszcze bardziej pogłębiają szerokie działania polegające na ratowaniu tradycji kulturowych i językowych, a zjawisko to zachodzi na całym półwyspie. W całych Włoszech powstały prawomocne instytucje, których celem jest przywrócenie wartości temu, co działo się w historii, życiu, obyczajach, kulturze, języku w bliższej lub dalszej przeszłości. Regionalizmy pojawiające się wszędzie na każdym poziomie i pozycji społecznej kalają język Dantego. Znów odkrywamy, jak się ubierano, co jedzono, jak pisano, jak mówiono w dawnych czasach, jakiego używano dialektu lub jaki język przyswajano, np. grecki, albański, hiszpański. Nie ma w tym nic złego, jeśli przyjemność ponownego odkrywania zbiega się z użytecznością badań i zainteresowaniem kulturą, gdy staje się przedmiotem obserwacji i zjawisko przekracza granice czystego odkrycia, aby zaatakować tkankę morfologiczną tego, co powinno być językiem narodowym mówionym i zrozumiałym przez wszystkich w formie pisemnej i ustnej. Włoski jest bardziej bezbronny aniżeli inne języki, gdyż nasza historia jest odmienna, ale są też inne tego przyczyny. Należałoby tu dodać rozpowszechnianie się żargonów różnych grup społecznych i innych zjawisk, którym mniej lub bardziej ulegają wszystkie języki na świecie.
Jest oczywiste, że bariery między rodzicami a dziećmi są już nie tylko mentalne, ale również językowe. W istocie, różnice pokoleniowe dają o sobie znać w odmiennym sposobie wyrażania się, w używaniu neologizmów a czasami nawet w fonetyce, co do tej pory było u nas nieznane. Niestety, nie jest to refleksja dodająca otuchy ludziom kochającym język włoski, lecz świadomość współczesnej rzeczywistości. Byłoby dobrze, gdyby ci, którzy mogą i mają wiedzę, głośno wyrażali swoje zaniepokojenie.
Trad. Bozena Topolska
La lingua italiana ha impiegato più o meno mille anni per diventare simbolo dell’unità nazionale e per essere parlata – tranne qualche eccezione – su tutto il territorio della penisola. Ha dovuto combattere duramente per la sopravvivenza fin dal suo sorgere. Il primo grande ostacolo fu costituito dalla lingua latina che, essendo quella parlata e consolidata nel territorio dall’epoca romana e utilizzata anche dalla Chiesa, non permetteva lo svilupparsi della nuova lingua. Le ragioni sono molteplici, qui basti accennare al fatto che soprattutto le classi colte ed intellettuali considerarono per molto tempo ancora il latino come lingua veicolare e insostituibile. Non sono riusciti a farla accettare del tutto Dante, Petrarca, Boccaccio e altri grandi nomi della letteratura se non nell’ambito del canto e della poesia. Alessandro Manzoni, padre dell’italiano moderno – siamo già agli inizi del XIX secolo -, si era quasi arreso: infatti aveva incominciato a scrivere I Promessi Sposi in lingua francese. Dobbiamo arrivare quasi agli anni della seconda guerra mondiale perché l’italiano diventi veicolo compreso da più o meno la metà degli italiani cioè dalle classi colte:infatti, le classi sociali che non avevano contatto con la cultura non comprendevano la lingua italiana e, spesso, pur comprendendola, non sapevano parlarla. Gli stessi istruiti si esprimevano nelle loro lingue locali quando erano tra parenti, amici e conoscenti (a volte, anche ora!) Si pensi che gli italiani emigrati in America ricorrevano agli interpreti per comunicare tra di loro fino alla fine degli anni sessanta. E’ soltanto con l’esplosione dei mass media – televisione, radio, cinema, giornali – che la lingua italiana diventa veramente nazionale. Un grande contributo hanno dato anche le vie di comunicazione che hanno enormemente facilitato il contatto tra i connazionali. Quando l’istruzione diventa obbligatoria anche il genio letterario trova la sua giusta collocazione,infatti,scrittori come Umberto Eco e Italo Calvino, giusto per citarne qualcuno, hanno trovato vasta eco in tutto il mondo.
Negli ultimi decenni è visibile una inversione di tendenza estremamente preoccupante. La lingua italiana si sta inesorabilmente degradando. Il costume, la politica, la globalizzazione, l’anticultura stanno rivelando la grande fragilità di quell’opera architettonica che tanto pazientemente è stata forgiata nel corso dei secoli. L’imposizione da parte di grossi gruppi finanziari di un linguaggio misto d’italiano e inglese, la tecnologia, il nuovo fenomeno dell’immigrazione, il decadimento dell’istruzione pubblica, la globalizzazione, insomma tutto questo ha reso malata la nostra bella lingua. Si aggiunga che tale stato di confusione è reso ancora più grave dalla vasta operazione di recupero delle tradizioni culturali e linguistiche che sta avvenendo in tutte le zone della penisola. In ogni parte d’Italia sono sorte istituzioni legalizzate e finalizzate a rivalutare quanto nella storia, nella vita, nel costume, nella cultura, nella lingua è avvenuto nel passato più prossimo o più remoto. Regionalismi e localismi insorgono ed emergono ovunque ad ogni livello e condizione sociale, contaminando sempre di più la lingua di Dante. Si tende a riscoprire come ci si vestiva, cosa si mangiava, come si scriveva, come si parlava negli anni addietro, quale dialetto o lingua importata si usava,per esempio il greco, l’albanese, lo spagnolo. Niente di male se il gusto della riscoperta coincide con l’utilità della ricerca e della curiosità culturale; mentre diventa oggetto d’osservazione quando il fenomeno valica i confini della pura riscoperta per aggredire il tessuto morfologico di quello che dovrebbe essere l’idioma nazionale, parlato e compreso da tutti in forma scritta e in forma parlata. La lingua italiana è più vulnerabile rispetto ad altre perché il nostro percorso storico è diverso e poi ci sono tanti altri perché. A questo si aggiunga l’invasione del gergo dei socials ed altro a cui si stanno più o meno arrendendo tutte le lingue del mondo.
E’ inutile dire che tra genitori e figli le barriere sono ormai non soltanto di mentalità, ma anche linguistiche. Infatti le differenze generazionali sono caratterizzate anche da un modo di esprimersi diverso, fatto di neologismi e talvolta, persino di una fonetica, fino ad ora, estranea alla nostra. Purtroppo non è quanto descritto una riflessione incoraggiante per chi ama la lingua italiana, ma, consapevole della realtà contemporanea, è bene che chi può e chi sa, gridi la propria preoccupazione.
Guido Parisi