….Da questa insolita esperienza ho dato più valore ai lavori manuali, cucinando, cucendo, suonando, dipingendo, riordinando vecchie foto, coprendo scatole con colorati posters….
Ho pensato molto in questo periodo, alla mia vita, esperienze piacevoli che non ho mai dimenticato ed anche a quelle meno belle, persone negative che hanno disturbato la mia giovinezza e il corso del mio cammino.
Un viavai di dialoghi, di immagini che mi rimangono indelebili e che faccio fatica a scacciarmeli dalla mente. Sono molto suscettibile, forse troppo sensibile, me la prendo per un nonnulla, riconosco di essere eccessiva ma non ce la faccio a cambiare. Costretta a convivere con questi chiodi fissi affiorati per tanti giorni di isolamento, sono stati inevitabili quando si e’ obbligati a stare così tanto tempo a casa, esclusi dal mondo intero, abitudini spezzate, rapporto difficoltoso con sorelle, una per lontananza, l’altra se pur dirimpettaia ma con tanta distanza per comunicare, e naturalmente con il marito. Con quest’ultimo abbiamo imparato a distanziarci l’uno dall’altra, non usare lo stesso cucchiaino per il caffè, dormire esattamente dalla parte opposta, ognuno la propria spugna da bagno e tanti piccoli accorgimenti per non contagiarci, perché si è avuto paura di questo, “forse sono io”… “forse sei tu”… una vita diversa che per due mesi è stata una regola.
Da questa insolita esperienza ho dato più valore ai lavori manuali, cucinando, cucendo, suonando, dipingendo, riordinando vecchie foto, coprendo scatole con colorati posters; la tensione viene così scaricata, si tralascia il malumore, perché quando mani e cuore sono connessi in sintonia tra loro, precisione e passione prendono il sopravvento, si acquista inevitabilmente una tranquillità interiore, brutti pensieri se ne vanno e si dà spazio alla creatività con risultati sorprendenti. E dulcis in fundo, con tante nuove piste ciclabili in città, la “riscoperta della bicicletta” … mezzo favoloso per farne a meno di metro, bus, tram, ora ancora tanto pericolosi : da tempo purtroppo abbandonata per motivi di grande traffico.
In conclusione, qualche piccolo vantaggio c’è stato.
Abbiamo sofferto ma neanche tanto, in questi due mesi di chiusura abbiamo avuto fortunatamente cibo in abbondanza, situazione ancora positiva se si pensa alla guerra, tutt’oggi purtroppo presente in più parti del mondo, sacrificati in casa col pericolo delle bombe, magari senza sfamarsi, angoscia, tormento di non farcela, ansie paragonabili come quelle vissute dai miei nell’ultima guerra mondiale.
Allora eravamo sfollati sul Lago Maggiore, zona Verbano-Cusio-Ossola, famosa per i movimenti partigiani. Io ero in fasce e dai racconti di mia madre e sorelle, è stata una continua lotta quotidiana, tedeschi che arrivarono spesso nelle case per i rallestramenti in cerca di partigiani, col mitra alla porta si doveva dare tutto cio’ che si aveva, mia madre appena intravedeva il pericolo, si nascondeva con me e le mie sorelle nell’incavo di un grosso cipresso in giardino e chiudeva tutto come se la casa fosse disabitata. Non mancavano gli approvvigionamenti forniti da mio padre quando tornava da Milano ogni settimana, si doveva sotterrare farina e olio. Una vita molto difficile e poco serena come tutte le guerre esistenti.
Infine un mio pensiero doveroso ad Anna Frank, cos’avra’ provato quella povera bambina ? Sirene in continuazione con l’incubo costante di essere scoperti, segregata in quella soffitta senza libertà, una tredicenne nel fiore degli anni senza potersi muovere per tanto tempo, con la fine che sappiamo tutti.
Ecco siamo stati ancora fortunati, in questi mesi di ristrettezze non c’è stata una sofferenza così insopportabile, anche grazie al fatto che in famiglia siamo stati tutti bene in salute, ma non dobbiamo dimenticare le tantissime persone che non ce l’hanno fatta, tra queste anche nostri amici carissimi … quanto dolore e tormento per loro e per i loro cari, non poterli assistere, in totale solitudine, senza la possibilità di una carezza e di un ultimo bacio.
Forse ci porteremo per tutta la vita questa catastrofe, continueremo così, non si sa fino a quando, non sono convinta che potremo velocemente ritornare alla vita di prima, troppe incertezze per riprendere le nostre vecchie abitudini e
tanto menefreghismo da parte del prossimo. Molti pensano che diventeremo migliori quando passerà tutto, io sono convinta che non cambierà nulla, anzi saremo più incattiviti e nevrastenici, previsioni rosee sono purtroppo per me fuori luogo.
Peccato, avevamo altre priorità molto urgenti da risolvere, disoccupazione, debito pubblico, investimenti ignorati, e molto preoccupante a livello mondiale,
il futuro del nostro pianeta, pochi anni per poterlo salvare,
dieci soltanto, pochissimo tempo, terrificante, nonostante l’intervento di Greta Tunberg non si muovono le grosse potenze, indifferenza ed incoscienza totale per le nuove generazioni che arriveranno … che mondo troveranno ?
Graziella Chini
Dużo w tym okresie rozmyślałam o swoim życiu, o wspaniałych doświadczeniach, których nigdy nie zapomniałam, jak również o tych mniej przyjemnych, rozmyślałam też o złych ludziach, którzy zakłócili lata mojej młodości.
Gąszcz dialogów, obrazów, pozostają niemożliwe do zatarcia i sprawia mi wielką trudność wymazanie ich z pamięci. Wiem, jestem bardzo wrażliwa, może zbyt delikatna, czasami nawet przesadnie, ale nie jestem w stanie tego zmienić. Pojawienie się tych wszystkich myśli było wręcz nieuniknione w wyniku przymusowego pozostania w domu i odizolowania od reszty świata zewnętrznego, zerwania z dotychczasowymi nawykami, jak również utrudnienia kontaktów z siostrami, z jedną w wyniku odległości a z drugą, mieszkającą tuż obok, ze względu na konieczność zachowania podczas spotkań bezpiecznego dystansu i oczywiście z moim mężem. Aby uniknąć zarażenia, nauczyliśmy się z mężem zachowywać odległość jeden od drugiego, nie używać tej samej łyżeczki do kawy, spać po przeciwnych stronach łóżka, używać swoich gąbek do kąpieli i wiele innych czynności. Ciągłe odczuwanie strachu, że „może to ja jestem chora” albo „może to ty jesteś”….. przez dwa miesiące to inne życie stało się naszą regułą.
Dzięki temu niezwykłemu doświadczeniu zaczęłam przywiązywać większą wagę do robótek ręcznych, gotowania, szycia, zabawy, malowania, segregowania starych zdjęć, pokrywania pudełek kolorowymi obrazkami; napięcie zostaje rozładowane, zły nastrój przemija, ponieważ kiedy dłonie i serce pracują ze sobą w harmonii, precyzja i pasja przejmują kontrolę, nieuchronnie uzyskując wewnętrzny spokój, złe myśli odchodzą, a kreatywność zyskuje przestrzeń z zaskakującymi rezultatami. I wreszcie ponownie odkryłam rower (niestety dawno porzucony z powodu dużego ruchu), wraz z wieloma nowymi ścieżkami rowerowymi w mieście……. to wspaniały sposób na obejście się bez tak bardzo niebezpiecznych w tym okresie środków transportów, takich jak metro, autobus czy tramwaj.
Podsumowując, były też pewne, drobne zalety.
Cierpieliśmy, ale nie aż tak bardzo, bo na szczęście w ciągu tych dwóch miesięcy izolacji mieliśmy pod dostatkiem jedzenia, to ważne jeśli wracamy myślami do czasów wojny, niestety wciąż obecnej w wielu częściach świata. Ludzie ukryci w domach przed niebezpieczeństwem bombardowania, być może bez pożywienia, towarzyszący im strach przed śmiercią. To porównywalne lęki, do tych, których sama doświadczyłam podczas ostatniej wojny światowej.
Zostaliśmy wysiedleni nad jezioro Maggiore, w regionie Verbano-Cusio-Ossola, słynącym z ruchów partyzanckich. Byłam jeszcze w pieluszkach ale z opowiadań mojej mamy i sióstr wiem, że była to ciągła, codzienna walka. Często z karabinami w ręku przychodzili do domu Niemcy, w poszukiwaniu partyzantów. Moja matka gdy tylko zauważała zbliżające się niebezpieczeństwo, ukrywała się ze mną i moimi siostrami w zagłębieniu dużego cyprysu znajdującego się w ogrodzie, a dom zamykała w taki sposób, żeby wydawał się być niezamieszkany. Nie brakowało nam zapasów pożywienia przywożonych co tydzień przez wracającego z Mediolanu ojca, musiał zakopywać mąkę i olej. Bardzo trudne i niespokojne życie, jak podczas wszystkich istniejących wojen.
I wreszcie moje obowiązkowe zwrócenie uwagi na Anne Frank, co musiało przejść to biedne dziecko? Pozostawała tak długo w nieustającym koszmarnym strachu, że zostanie odkryta, zamknięta na strychu, pozbawiona wolności, trzynastoletnia dziewczyna na starcie swojego życia, bez możliwości wychodzenia, z zakończeniem które wszyscy znamy.
My jednak wszyscy mieliśmy szczęście, w tych trudnych miesiącach nie było tak nieznośnego cierpienia, także dzięki temu, że w rodzinie wszyscy byliśmy zdrowi, ale nie możemy zapominać o wielu ludziach, którzy nie przeżyli, a wśród nich także nasi drodzy przyjaciele … ile bólu i udręki przeżyli oni sami, ale także ich bliscy, nie mogący im towarzyszyć w ich zupełnej samotności, bez możliwości przytulenia i pocałowania po raz ostatni.
Być może będziemy odczuwać skutki tej katastrofy przez całe życie, będziemy tak trwać nie wiadomo jak długo, osobiście nie jestem przekonana, czy będzie możliwość szybkiego powrotu do naszego wcześniejszego życia, ponieważ jest zbyt wiele niepewności, aby powrócić do naszych starych nawyków i
duża niedbałość ze strony innych. Wielu uważa, że po tym wszystkim staniemy się lepsi, ja jednak jestem przekonana, że nic się nie zmieni, nawet będziemy bardziej źli i nerwowi a snucie różowych prognoz jest niestety dla mnie nie na miejscu.
Przykro, ale mamy też inne pilne sprawy do rozwiązywania, takie jak bezrobocie, dług publiczny, ignorowane inwestycje tak bardzo niepokojące na całym świecie, przyszłość naszej planety, na której uratowanie mamy tylko dziesięć lat, to bardzo mało czasu. Przerażające, ale pomimo interwencji Grety Tunberg nie ruszyły się wielkie potęgi. Obojętność i całkowita nieświadomość dla nowych pokoleń, które nadejdą … jaki świat znajdą?
Trad Magdalena Ryder